piątek, 31 sierpnia 2012

Dzień blogowicza

Kochani, dziś 31 sierpnia, czyli  Międzynarodowy Dzień Blogowicza. ^^
 
 
Z tej okazji chcę Wam powiedzieć dziękuję - dziękuję, że jesteście, że macie swoje blogi i swój świat i że jest w nich miejsce dla innych, że jest w nich miejsce i dla mnie. Wszystkich Was ściskam i całuję.  =*
 
Ania

Wrzosowe żniwa

Kochani, Izabela ma rację - kwitną wrzosy, zbliża się jesień. Wrzosy, których nie należy mylić z wrzoścami, kwitnącymi wczesną wiosną, nie przejmują się deszczową pogodą i chłodem. Obsypane pączkami, zaczynają intensywnie kwitnąć. W kwiaciarniach, które zwiedzałam wczoraj, sadzonek było do wyboru do koloru. Wrzosy bardzo lubią nieco ocienione niskie rabatki i skalniaki. Raczej dobrze się na nich aklimatyzują po zakupie i zasadzeniu. Nie są wybredne co do gleby i niezbyt wymagające odnośnie pielęgnacji. Wymagają jedynie przycinania wiosną. Występują w kilku kolorach: śnieżnobiałe, różowe, lila, czerwone, fioletowe i purpurowe. U mnie zadomowiły się już na dobre dwie krzewinki. W kolorze białym:
 
 
oraz jasnofioletowym:
 
 
Wrzosy to roślinki nieduże, ale wyjątkowe, jak lawenda, choć zapachu mogą jej jedynie zazdrościć.  Poleciałam im zrobić zdjęcie, choć moje nogi miały dziś odpoczywać. Tak inspirujące jest to co piszecie. ^^ Deszczyk przestał padać, więc czym prędzej założyłam kalosze, żeby ominąć kałuże i pokazać Wam moje roślinki. A kalosze też nie byle jakie mam. To mój najciekawszy, zagraniczny, nieplanowany zakup w życiu:
 
 
Wróciły one wraz ze mną do domu z Czech, gdzie podczas festiwalu Rock for People w lipcu 2011, zaskoczył nas taki jeden deszczowy dzień, po którym okolica zamieniła się w bagienko:
 
 
 
Nie mieliśmy już nic suchego na nogi i zdesperowani byliśmy zmuszeni zrobić zakupy nie znając ani słowa po czesku w pierwszym lepszym sklepie obuwniczym:
 
 
Adam, którego widać na poprzednim zdjęciu na pierwszym planie i jego kalosze na powyższym, robił te zakupy ze mną. Zakup kaloszy uszczuplił nasze możliwości zakupu innych pamiątek, ale uratował nasze zdrowie. Jak już nogi były suche i było im cieplutko, praktycznie się z nimi nie rozstawaliśmy:
 
 
One nam nie przeszkadzały w zabawie, wręcz przeciwnie, bo koncerty rockowe mają to do siebie, że albo ty depczesz, albo ciebie depczą. Polecam opcję pierwszą. ^^ Gdyby ktoś z Was był ciekaw, ile taka impreza kosztuje, to zrobiłam kiedyś takie podsumowanie:
 
 
Jak widać na kosztorysie, kaloszki mogą mieć spory udział w budżecie.  =)

Parapetowe love

Nieplanowany wyjazd poza dom i krótka przerwa w nadawaniu, ale już do Was wracam, by umilić trochę czas i poinspirować. =)
 
Za oknem dziś leje. Na szczęście to nie burza, tylko obfity deszcz. Dla roślin to dobrze, ale dzieci się dziś pewnie nudzą, w końcu to ostatnie dni wakacji i raczej nie mają ochoty spędzić ich w domu. Ja wręcz przeciwnie - cieszę się, że moje nogi dziś odpoczywają. ^^
 
Wspomniałam w poprzednim poście o moich "suchotnikach" na parapecie, czyli zbiorze roślin zielonych niekwitnących, a dziś Wam go pokażę:
 
 
Trawka na środku to potomek potomka okazu, który mój tato wygrał kiedyś na festynie, a potem wstydził się go do domu zabrać i chciał wyrzucić, ale ja mu absolutnie nie pozwoliłam. Rośnie szybko, lubi dużo pić i jest bardo chętna do rozmnażania. Wysokie po bokach były kiedyś uroczymi maluszkami, w których się zakochałam przy okazji zakupów w Biedronce. Te pomiędzy nimi wyrosły z malutkich szczepek, którymi ktoś mnie kiedyś obdarował. Wśród tych wszystkich moich "suchtników" od wczoraj jest kwitnąca perełka, czyli moja pierwsza mała doniczkowa lawenda, zakupiona wczoraj w kwiaciarni za 5 zł:
 
 
Jak pisała koleżanka z blogu kaoriart.blogspot.com, to nie tylko kwiatuszki pachną, ale i listki i łodyżki, to cała roślinka rozsiewa lawendową woń. Po stokroć polecam bliższy z nią kontakt.  =)

wtorek, 28 sierpnia 2012

Mały niezbędnik krawcowej

Blat naszego starego już stołu kuchennego przewija się przez wiele z moich zdjęć. Ten stół jest z nami bardzo długo, jest starszy niż ja. Jak byłam mała mama sadzała mnie na nim, kiedy chciała mi wcisnąć jakieś witaminy, bo wiedziała, że ze strachu nie będę się wiercić, bo do podłogi było daleko, przynajmniej dla mnie, bo ja zawsze byłam niskiego wzrostu i często chorowałam, ciągle coś musiałam łykać. Stół przeprowadził się wraz z nami, kiedy jeszcze nawet nie chodziłam do szkoły. Niedawno dorobiłam do niego brakującą szufladę i mieszkają w niej nasze ulubione gry, w tym ukochane Scrabble naszej mamy. Ten stół to nasz rodzinny skarb. Do obiadu dłubałam dziś przy nim w papierze. Wykańczałam kilka egzemplarzy papeteriowych etui jednocześnie. Często pracuję przy kuchennym stole, bo tam jest najjaśniej w domu. W swoim pokoju mam stół, ale to raczej półka na wszystkie rozpoczęte dzieła, które muszą być dokładnie rozłożone, żebym wiedziała, gdzie co jest i co jest priorytetem.
 
Mama przegania mnie zazwyczaj z kuchni, kiedy przychodzi czas przygotowania obiadu, bo do tego najczęściej potrzebny jest właśnie nasz ukochany stół kuchenny. Kiedy tak dziś zobaczyła, co robię, nie oparła się , wzięła jeden egzemplarz etui do ręki i przyznała, że ładne to to. Bardzo mnie to uskrzydliło. ^^ Mam nadzieję, że osobom, do których niebawem zawitają, też będą się podobać. Bardzo cieplutko na serduchu zrobiło mi się również, kiedy dowiedziałam się, że otrzymałam wyróżnienie od bloga Świdrygałki:
 
 
 
Bardzo za nie dziękuję. To pierwszy raz, kiedy ktoś tak ciepło pomyślał o moich czterech kątach i miłe wyróżnienie tym bardziej, że od osoby, której się u mnie spodobało i postanowiła zostać u mnie dłużej i jest wśród obserwatorów mojego bloga. Wielki całus dla Ciebie, o taki =*. Zgodnie z tradycją tego wyróżnienia i ja powinnam nim inne osoby obdarować, ale wielki znak zapytania, co do tego kogo, skoro znam bliżej same utytułowane i wyróżnione wielokrotnie blogi. Dziś czujcie się wszyscy przez mnie nominowani i obdarowani tym wyróżnieniem, szczególnie moje kochane obserwatorki i słodkie komentatorki. Jesteście moimi promyczkami, które mnie inspirują do działania, uszczęśliwiają swoją obecnością i każdym pozostawionym słowem. Dziękuję Wam wszystkim, że jesteście. =)
 
Po obiedzie mama poprosiła mnie, żeby zacerować kilka rzeczy. W ruch poszedł mój mały niezbędnik krawcowej, który sobie wymarzyłam od zawsze, a na początku tego roku w końcu zrobiłam. Długo nie miałam pomysłu, jak go wykonać. Kiedy na jakimś blogu miłośniczki scrapbookingu zobaczyłam magiczne pudełeczko, już wiedziałam, że właśnie o coś takiego mi chodzi, żeby wszystko było poukładane i łatwo dostępne w środku. Postanowiłam przenieść pomysł na papier i materiał, moje ulubione materiały:
 
 
Pudełeczko jest wykonane z materiału w kwiatki, gładkiego, dość śliskiego, który pochodził z letniej, nienoszonej już spódnicy. Ścianki są usztywnione tekturkami z bombonierek. Elementy są połączone zieloną włóczką. Pudełko ma uchwyty dla łatwego przenoszenia całości. Ścianki utrzymuje w pionie i łączy z wieczkiem zielona, cienka wstążeczka przesylona przez doszyte uszka:
 
 
W wieczku jest ukryta bawełniana, odpinana doszywka, gdzie wbite są igły i przypięte agrafki według wielkości. Od środka ścianki mają wszyte paski gumki utrzymujące szpulki z nawiniętymi kolorowymi nićmi:
 
 
W samym centrum pudełeczka po złożeniu jest tyle miejsca, że mieści się tam jeszcze centymetr krawiecki i dwa plastikowe pudełeczka przydasiowe zamykane na zatrzaski, ozdobione materiałem, z którego szyty był cały niezbędnik, przyklejonym klejem na ciepło:
 
 
W jednym zebrałam na pseudopoduszeczce z materiału, którym owinęłam kawałek gąbki do kwiatów, szpileczki, a w drugim inne niezbędne drobiazgi do szycia. Handmade na całej linii i totalna improwizacja, a efekt przepraktyczny. Mogę tylko polecić, choć roboty co nie miara, ale za to jaka satysfakcja. ^^

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

W klimacie lawendowym

Od dłuższego już czasu tak chodziło za mną to, aby kupić sobie choć troszkę suszonej lawendy i sprawdzić, czy ona ma takie właściwości, jak o niej wszyscy mówią, czy nie. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Susz łatwo kupić na Allegro. Szczególnie polecam sprzedawcę lawendowafarma. Produkt najwyższej jakości, szybka wysyłka, bardzo dobry kontakt z klientem - wzorowy sprzedawca.
 
Jak tylko rozpakowałam przesyłkę szybciorkiem nasypałam ją do woreczków od Izabeli, bo idealnie się nadawały, i jeden powiesiłam w szafie, a drugi położyłam koło łóżka:
 
 
 
Zapach naprawdę uspokaja, wycisza, działa totalnie nasennie. Śpi się super wdychając ten zapach, rano budzi się wypoczętym i zrelaksowanym. W dzień w pokoju ładnie pachnie. Dla mnie rewelacja. Mogę tylko szczerze polecić. =)

Nigdy nie widziałam lawendy w realu, ale mimo to próbowałam ją ostatnio namalować:



Sami oceńcie, kochani, na ile moja akwarelka przypomina oryginał. ^^

Chodzi za mną też zakup sadzonki, ale wolałąbym nie przez internet, tylko tak żeby samemu wybrać sadzonkę. Koleżanka z bloga kaoriart.blogspot.com, gdzie widziałam jej piękną roślinkę, podpowiedziała mi, żeby zajrzeć do kwiaciarni, tak po prostu - najprostsze pomysły są najlepsze, ale samemu trudno na nie wpaść. Dziękuję za tę myśl. Na pewno do kwiaciarni w najbliższym czasie zajrzę. Wiadomość, że lawenda jest niewymagającym kwiatuszkiem bardzo mnie ucieszyła, bo ja ze względu na swój pęd twórczy nie mam za dużo czasu na doglądanie roślinek na parapecie i dlatego mam na nim prawie same "suchotniki", czyli roślinki zielone, które nie kwitną. ^^

I jeszcze taki mały ps. Znalazłam ''Wymiankę lawendową":


Miłośnicy lawendy, czujcie się skuszeni, tak jak ja.  =)

W wersji XXL

Uwielbiam trzecią część "Samych swoich" - "Kochaj albo rzuć", gdzie przewija się motyw, że w Ameryce wszystko jest największe. W jednej ze scen filmu kierowca obwożący bohaterów po Chicago z dumą stwierdza: "Tu w Ameryce wszystko najlepsze, najszybsze, największe". W Polsce też mamy się czym jednak pochwalić, przynajmniej czasem.
 
U mnie w ogrodzie odkryłam ogórka w wersji XXL:
 
 
Okaz, którego pęd ukrył się gdzieś w porzeczkach, miał 20 cm długości i mierzył w najszerszym miejscu w obwodzie dokładnie 28 cm:
 
 
Kiedy ja się nad nim zachwycałam, mama mi powiedziała, że widziała większe okazy, tylko ja widać słabo szukałam. To gdzie się ukrył większy? Oj poszukam.
 
Nie wiem, czy to u mnie w domu nie są najwięksi amatorzy serków w plastrach Hochland. Jemy je bardzo często, a że mama robi zakupy w jednym sklepie i pani zwykle ta sama, to wie, że my seromaniacy. W mijającym tygodniu wraz z dostawą serków firma zostawiła w sklepie 3 duże torby dla swych serowych wielbicieli, a że mama chodzi do sklepu w poniedziałki wcześnie rano, to taką wraz z naszym serkiem dostała:
 
 
Torba jest naprawdę duża - 38x42 i z porządnego materiału, a najbardziej rozbrajający jest dwustronny motyw, który ją zdobi - przepis na makaron z sosem serowym. Warto lubić serki Hochland. =)
 
Tak się zastanawiam, moi mili, jak tu nie utyć do rozmiaru XXL, bo znów piekłyśmy z mamą bułeczki drożdżowe. Tym nadzieniem była gotowa masa makowa z puszki. Wyszły rewelacyjne oczywiście, a na zdjęciu znów 3 ostatnie, zjedzone na kolację przeze mnie, a co - trzeba mieć coś z życia ^^:

 
Niby weekend się kończy, a ja zmęczona się czuję, jakbym z pracy właśnie wróciła. Dłubanie w papierze i tysiącu innych drobiazgów pochłonęło mnie bez reszty. Do usłyszenia.  =)

sobota, 25 sierpnia 2012

Nowy dom Panny Izy

Poznajecie tego królisia?
 
 
 
Tą słodycz stworzyły cierpliwe paluszki Izabeli z blogu szycieisabell.blogspot.com, gdzie musicie koniecznie zajrzeć, aby poznać lepiej jej talent i miłość do uszatych stworzeń.
 
13 lipca Izabela ogłosiła na swoim blogu urodzinowe candy, jak to wspaniałomyślnie ujęła - dla wszystkich bez wyjątku - i zapowiedziała ogłoszenie wyników na 17 sierpnia, czyli dzień swoich urodzin. Niedługo później, 23 lipca, Izabela ogłosiła mini candy i zaprosiła na swoim blogu wszystkich chętnych do polubienia jej strony internetowej - ''Szycie Isabell'' na facebooku. Do wybranej osoby spośród tych, którzy stronę polubią, miał polecieć jeden z królisiów przez nią uszytych. Ten szczęściarz miał zostać ogłoszony również w dniu jej urodzin. 17-go sierpnia Izabela podzieliła się się swoją urodzinową radością z dwoma osobami - jedną z bloga i jedną z facebooka. Tym szczęściarzem z facebooka okazałam się ja, choć nie śniło mi się nawet, że to na mnie może trafić takie szczęście, w końcu było nas tam chętnych aż 7 osób. ^^
 
Nie chciałam się wstydzić przed nowym domownikiem bałaganu, więc zaczęłam szybciorkiem ogarniać moje cztery ściany i szukać domku oraz imienia dla przybysza. Najbardziej odpowiednim miejscem wydała mi się moja ulubiona półeczka muzyczna. Pomyślałam, że obok moich skromnych dzieł z materiałów wszelakich Pannie Izie będzie wesoło i przyjemnie. Panna Iza, bo tak nazwany został króliś, przybyła zaskakująco szybko. Zastała mój pokój w stanie rozkładu zamiast planowanego porządku. Nie miałam odwagi rozpakować przesyłki i pokazać gościowi, co będzie musiała oglądać czasem, jak mnie wena dopadnie. Spięłam się i ogarnęłam chociaż łóżko, aby miała gdzie usiąść. Pomogłam się Pannie Izie rozpakować. Szczęka mi jednak opadła, gdy zobaczyłam, co też Panna Izabela ze sobą z domu zabrała - kwiatuszka, kolczyki, słodkości zapakowane dwa woreczki. Takiej wyprawki to się nie spodziewałam. Żeby Panna Iza mogła się wygodnie rozgościć musiałam znaleźć nowy kąt dla wszystkich moich klamotów z muzycznej półeczki, żeby się cała wyprawka mogła tam zmieścić i żebym mogła ją Wam w całości pokazać:
 
 
Przybycie Panny Izy pod mój dach sprawiło małą rewolucję, ale dzięki niej mam teraz w pokoju wzorowy porządek, wie, co gdzie jest i mogę pracować w komfortowych warunkach. Bardzo jej za to jestem wdzięczna. Z całego serducha dziękuję Izabeli z blogu szycieisabell.blogspot.com za tak hojne obdarowanie mej skromnej osoby i górę szczęścia, którym jeszcze bardziej pragnę się dzielić. Dla Ciebie już teraz te oto czerwone róże:
 
 

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozmnażanie zakamarków

W moim małym pokoiku jakoś zawsze było mi ciasno i brakowało półek i szuflad. Z desek, które zostawały ze starych mebli, które tato przycinał mi na pile według projektu, powstało wiele dodatkowych półek, zamocowanych na gwoździach - bardzo wytrzymałych na obciążenie, choć mogłoby się wydawać inaczej, ale to kwestia tego, jak się je wbija. Powstała też szuflada, bardzo pojemna, z przekształcenia wysuwanej półki pod biurkiem, na której kiedyś leżała klawiatura komputera stacjonarnego. Wystarczyło ją zabudować:
 
 
 
Może nie wygląda od środka superpięknie, bo płyty wiórowe wystrzępiły się przy cięciu na pile, ale są wyszlifowane papierem ściernym i nie kłują. Obok wysuwanej szuflady była pusta wnęka w biurku, gdzie trzymałam myszkę od komputera, kiedy jeszcze jej używałam, ale i to miejsce zostało zagospodarowane. Z tekturek powstała dodatkowa szufladka:
 

Moje szuflady i szufladki nie potrzebują uchwytów, czy gałek, o które można by się zaczepić, które mogłyby się oderwać, po prostu mają wcięcia, które ułatwiają otwieranie. Na biurku stoi dwuszufladowa mini-szafka na drobiazgi biurowe:


Szafka powstała z przyciętych desek pomalowanych czarnym sprayem, takim używanym przez graficiarzy, zakupionym w sklepie z takim właśnie asortymentem. Musze przyznać, że świetnie kryje, szybko schnie i nie śmierdzi, czego nie mogę powiedzieć o żadnej znanej mi innej farbie. Szufladki ma oczywiście z tektury, a w nich tekturowe przegródki. Przybliżone wymiary to 30x30x30. Moim absolutnym ulubieńcem jest jednak coś stworzonego specjalnie z myślą na dzieła wyjątkowe, czyli półka muzyczna, zwana przeze mnie "szafą grającą":
 
 

Powstała ona ze starej, niepotrzebnej, ale wciąż będącej w dobrym stanie szuflady kuchennej, która została rozłożona na części pierwsze, wyczyszczona, pomalowana wspomnianym już czarnym sprayem oraz złożona na nowo z dodaniem poprzecznej przegródki i ozdobiona. Dno zostało oklejone białym papierem i owinięte czarna włóczką, która imitować miała pięciolinię, ale też w domyśle struny. Cała szafka została też oklejona muzycznymi naklejkami. Boki to papierowe kompozycje klawiatury i przodu gitary. Pólka wisi na ścianie na dorobionych zaczepach z przedziurawionych połówek wieczek od puszek po pasztecie. Zaczepy te to patent mojego taty - supermocna rzecz - polecam. ^^
 
O tym kto na niej zamieszkał będzie następny post.  =)

Kobieta zdolną jest

Jeśli ktoś myśli, że kobieta nie wie, co to młotek i jak się go używa, to jest w wielkim błędzie. Moja pasja do DIY ujawniła się we wczesnym dzieciństwie. Od małego sprzątałam w warsztacie u tata, gdzie wszystko mnie ciekawiło i wołało: "dotknij", "sprawdź", "przetestuj". Tato krzyczał zawsze, że co kupi gwoździe, to ich nie ma, a mi ich zawsze było mało. Tato złościł się, że mu deski giną, a z czego ja miałam zbijać półki, szuflady i szafki. Ze mnie taki mały stolarz od zawsze był. Zawsze chciałam mieć swój mały zestaw narzędzi i już nie podkradać od taty. Jak sobie zamyśliłam, tak i nabyłam. Tylko nie musiałam wymyślić miejsce dla nich, takie łatwo dostępne, jak u taty w warsztacie. Wpadłam na pomysł, żeby je przymocować do wewnętrznej strony drzwiczek od szafki w moim pokoju, no bo kto by się ich tam spodziewał:
 
 
Do kompletu oczywiście pudełeczko z gwoździkami różnych rodzajów:
 
 
Oczywiście zestaw był już używany wielokrotnie. O tym, co tworzyłam, będzie kolejny post. Tu na koniec jeszcze mały kadr o tym, jak wyglądał mój pokój w wirze tworzenia czegoś z niczego. Zobaczcie jak się robi z pustych kartonów po meblach do skręcania duże pudła na graty i to z pokrywami za pomocą zwykłej szerokiej taśmy przezroczystej:
 
 
Jak to mówią - potrzeba matką wynalazków.  ^^

środa, 22 sierpnia 2012

Wariacje na temat metrowca

Chciałabym podzielić się z Wami, kochani, obiecaną masą do przekładania ciast na bazie metrowca. Oto ona:

Składniki na masę:

  • mleko - 1,5 szklanki
  • cukier waniliowy - 1 op.
  • mąka pszenna - 1 łyżka
  • mąka ziemniaczana - 1 łyżka
  • margaryna - 15 dkg
  • cukier kryształ - 0,5 szklanki

Jedną szklankę mleka zagotować z cukrem waniliowym i cukrem kryształem, a do pół szklanki mleka dodać obie mąki i bardzo dokładnie wymieszać, aby nie było żadnych grudek. Kiedy mleko zacznie kipieć, wlać i szybko wymieszać. W ten sposób ugotuje się budyń, który trzeba wylać do jakiegoś płaskiego naczynia i pozostawić do całkowitego ostygnięcia, ale nie aż tak, że „zakostnieje”, tylko będzie na tyle przestudzony, ze będzie go można połączyć z margaryną. Margarynę wyjętą wcześniej z lodówki, o temperaturze pokojowej, dodając po troszku budyń, dalej ucierając na jednolitą masę.

Do masy można dodać wiele rzeczy. Podstawowym dodatkiem jest aromat. Bardzo dobrze komponuje się z jasnym ciastem metrowcowym delikatny aromat cytrynowy i polewa czekoladowa:


Ciasto to jest też idealną bazą tak lubianego i popularnego na imprezach ciasta ze słonecznikiem.

Składniki masy słonecznikowej:
  • cukier kryształ - 0,5 szklanki
  • słonecznik - ok. 30-40 dkg
  • margaryna - 0,5 kostki
  • mleko - 4 łyżki

Margarynę roztopić na wolnym ogniu, dodać mleko i słonecznik. Smażyć przez 10 minut. Mieszać. Po tym czasie zapiec na blaszce w piekarniku na złoty kolor, mieszając od czasu do czasu. Przestudzić. Przestudzony podzielić na połowę. Połowę dodawać po łyżce do masy metrowcowej. Podkreślić słodycz masy dodając łyżkę gotowej masy krówkowej z puszki, najlepiej dobrej jakości, np. z Bakallandu (polecam, bo długo stoi po otwarciu w lodówce i nie traci smaku). Przełożyć jasne ciasto metrowcowe masą, zostawiając odrobinę na wysmarowanie wierzchu. Obsypać resztą uprażonego słonecznika lub upiec ciasto ciemne i do masy dać cały uprażony słonecznik, a wierzch obsypać startą czekoladą i wiórkami kokosowymi:

(po lewej ciasto ciemne, po prawej jasne)

Innym wariantem może być upieczenie ciemnej wersji ciasta, podzielenie masy z dodatkiem kakao na pół, dodanie do jednej części prażonego słonecznika, a do drugiej posiekanych orzechów włoskich oraz obsypanie wierzchu ciasta mieszanką prażonego słonecznika i orzechów włoskich:



Oprócz bakalii ciasto metrowcowe bardzo lubi też kolorowe galaretki – zarówno w masie, jak i wylane na wierzch między owocami:





Nic tylko piec i palce lizać. Gorąco polecam i życzę samych udanych wypieków. =)


wtorek, 21 sierpnia 2012

Ciasto tortowe z innej bajki

Chciałabym przedstawić Wam ciasto tortowe, które z biszkoptem nie ma nic wspólnego, a śmiem stwierdzić, że jest od niego o wiele lepsze. Kiedyś tort był nie do pomyślenia bez pieczenia biszkopta. Dziś mało kto wie jak upiec biszkopt z prawdziwego zdarzenia. Niejeden zapewne zraził się zakalcem. Biszkopt wcale nie jest łatwy do upieczenia, a nawet jak się go upiecze, to z jego prawidłowym nasączeniem jest tylko kłopot, a ze smakiem po nasączeniu bywa różnie. Poza tym nasączane ciasto długo nie postoi, bo szybko się psuje. Na szczęście jest alternatywa i o niej jest ten post.

Na pewno większość z Was jadła choć raz w życiu metrowiec. Tradycyjnie pieczony i przekładany wygląda tak:

(przepis na blogu niebieskapistacja.blox.pl)

Piecze się ją w dwóch wersjach - ciemnej i jasnej - w dwóch osobnych blaszkach podłużnych jednocześnie, a potem kroi jak chleb na kromki i przekłada masą. Można jednak te dwa ciasta upiec w zwykłych prostokątnych blaszkach i przełożyć tak:

(przepis na stronie zpierwszegotloczenia.pl)

Tylko że jest jeszcze inna możliwość - można nie dzielić ciasta na pół barwiąc jednej z części przy pomocy kakao. Można upiec jeden porządny duży placek w standardowej blaszce lub w okrągłej tortownicy, pociąć go na płaty i przełożyć dowolną masą. Wyjdzie nam superdobre, jednolite tortowe ciasto, którego nie trzeba będzie niczym nasączać, bo metrowiec ma w składzie olej, który sprawia, że ciasto jest wilgotne samo w sobie i tę wilgoć utrzymuje. Ciasto podstawowe modyfikuje się za pomocą dodatków -  kakao, maku, kisielu - otrzymuje się zupełnie inne ciasto, ale zawsze tak samo dobre:


Moje sprawdzone, pieczone od lat ciasto na metrowiec wygląda tak:

METROWIEC

Składniki na ciasto:
  • mąka pszenna - 50 dkg - 2,5 szklanki
  • jajka - 6 (osobno)
  • woda - 0,5 szklanki
  • olej - 0,5 szklanki
  • cukier kryształ - 1,5 szklanki
  • proszek do pieczenia - 2 łyżeczki
  • sól - 0,5 łyżeczki
Dodatki:
  • kakao - 1 duża łyżka
  • kisiel malinowy - 2 op.
  • mak - 0,5 szklanki

Odmierzyć wodę i olej. Proszek wymieszać z mąką (kakao lub kisiele dodaje się do mąki, a mak na końcu do ubijanego ciasta). Ubić białka na sztywno. Dodać cukier po trochu, następnie wszystkie żółtka. Dalej ubijając górną część miski dodawać pozostałe składniki, ale na przemian małymi porcjami: mąka – woda – mąka – olej. Na końcu na wolnych obrotach utrzeć do dna.

Czas pieczenia: 45 minut
Temperatura pieczenia: 175ºC

Jutro słów kilka o masie, przekładaniu i modyfikacjach. Dobrej nocki.  =*

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Zapachniało jabłkami

Zanim opowiem Wam o moich szarlotkach, wspomnę jeszcze w serowych klimatach o tym, jak sprawić sobie przyjemność i upiec "kupki z serem", o takie:

(niewiele widać pod grubą warstwą polewy, ale takie jest ono najlepsze)


KUPKI Z SEREM

Składniki ciasta:

* na prodiż / niedużą blaszkę okrągłą:
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 0,5 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 łyżki kakao
  • 0,75 szklanki cukru
  • 0,75 kostki margaryny
  • 5 jajek

* na standardową blachę:
  • 1,5 szklanka mąki pszennej
  • 0,75 szklanki mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 3 łyżki kakao
  • 1,5 szklanki cukru
  • 1,125 kostki margaryny
  • 7 jajek

Ubić na sztywno białka, usztywnić ubijając z cukrem. Dodać cały czas ubijając żółtka, po trochu mąkę wymieszaną dokładnie wcześniej z proszkiem do pieczenia oraz kakao. Na końcu połączyć z wcześniej roztopioną i ostudzoną trochę margaryną. Ciasto wylać na blaszkę.

Nadzienie serowe:
  • 30 dkg sera mielonego
  • 3 jajka (osobno ubite białka i żółtka dodane wprost do sera)
  • 3 łyżki cukru
  • 1 łyżka roztopionej margaryny
  • 1 cukier waniliowy
  • 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia

Składniki dokładnie wymieszać. Pianę wmieszać bardzo delikatnie na samym końcu. Kłaść łyżką kupkami w niedużych odstępach na powierzchni całej blaszki, tak jakby się robiło łaty.

Czas pieczenia: 45 minut
Temperatura pieczenia: 175ºC

Przepis znam od mamy, ale widziałam coś podobnego w Internecie pod nazwą "krówka", ale tylko widziałam, więc nie porównam. A szarlotka wygląda tak:


SZARLOTKA

Składniki:
 
  • 50 dkg mąki
  • 15 dkg margaryny
  • 10 dkg smalcu
  • 4 żółtka
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1 szczypta soli
  • 1 szklanka cukru
  • 1 szklanka kwaśnej śmietany
  • 1-2 kg jabłek ważonych po obraniu (zależy od upodobań i wielkości blaszki)
  • cynamon
 
Mąkę, margarynę, smalec, sól, proszek i cukier posiekać. Dodać żółtka i śmietanę, szybko zarobić ciasto. 3/4 ciasta rozwałkować i wyłożyć do formy robiąc wyższe brzegi. Na ciasto wyłożyć starte na grubej tarce jabłka, wcześniej odciśnięte z nadmiaru soku, posypane cynamonem, cukrem (ilość według własnych podobań, do smaku, ja daję 2 łyżki cynamonu i ok. 0,5-1 szklanki cukru). Przykryć resztą rozwałkowanego ciasta, skleić brzegi, nakłuć wierzch widelcem lub pokroić ciasto rozwałkowane w paski i zrobić z nich "kratkę", co polecam. Piec ok. 45 minut w 200°C. Po upieczeniu posypać cukrem pudrem lub pomazać lukrem.
 
Smacznego. =)

niedziela, 19 sierpnia 2012

Na marginesie sernika

Specjalnie dla Joasi ^^ dziś dodatkowy post z moimi kilkoma uwagami odnośnie wypieku serników.

To jakiego użyjemy sera i jak go przyprawimy ma zasadnicze znaczenie dla doznań naszych kubków smakowych. Im ser gęstszy, tym bardziej nadaje się do sernika na cieście drożdżowym, bo ciasto drożdżowe, nie lubi wilgoci. Chcąc upiec taki sernik sięgajcie po ser biały, ale w kostce, najlepiej aby był to ser twarogowy półtłusty grodkowski, o ten -> http://www.osmkolo.pl/se3.swf. w ogóle polecam nabiał produkowany przez tą firmę. Mam do niej zaufanie od lat. Jeśli mimo wszystko po zmieszaniu podanych przeze mnie składników ser Wam zrzednie lub użyjecie innego niż polecany, wsypcie do masy śmiało budyń śmietankowy lub waniliowy, a jak nie to chociaż porządną łyżkę mąki ziemniaczanej, wtedy po upieczeniu będzie odpowiednio zwarty.

Odnośnie wierzchu sernika, to nie można całego sera po prostu zakryć płatem ciasta. Trzeba ciastu i masie (która zawiera w składzie odrobinę proszku do pieczenia) dać możliwość swobodnego wzrostu objętości. Od zawsze sernik drożdżowy wykańczamy w domu "kratką" i ona się sprawdza bardzo dobrze. Robi się ją tnąc rozwałkowany płat ciasta na paski, czy to radełkiem, czy nożem do pizzy, które układa się skośnie i naprzemiennie:


Przy pieczeniu ciast drożdżowych teoretycznie nie powinno nic uciec z blaszki, a przynajmniej nie ciasto, jeśli już to masa, ale bez obaw - nawet jeśli Wam ucieknie i przywrze do kuchenki, to jest pyszna - sprawdziłam. ^^

Jeśli z jakiegoś powodu chcecie użyć do sernika sera z wiadereczka, który jest rzadki, to pod spód zróbcie cienkie ciasto kruche, które podpieczecie chwilkę zanim wylejecie na nie masę lub po prostu wyłóżcie blaszkę szczelnie herbatnikami, one wchłoną wilgoć, która zaszkodziłaby ciastu drożdżowemu. I pamiętajcie - żadnego papieru do pieczenia pod serniki, bo zakalec murowany.

Odnośnie pieczenia serników z dość rzadką masą serową to zwróćcie też uwagę, aby na masie niczego już nie było - ciasta, czy dodatków, bo na rzadkim serze wszystko się zapadnie albo sprawi, że będzie zakalec. Im masa serowa rzadsza, tym skłonniejsza, aby wyżej rosnąć i niżej opadać po upieczeniu, ale to normalne:



Sernik z powyższego zdjęcia po rozkrojeniu wygląda tak:




Spód jest z ciasta półkruchego pod jabłecznik, który opiszę i zilustruję w następnym poście.

Przy okazji pieczenia tego sernika przetestowałam przyprawę do sernika i mas serowych Kamis -> link. Ta mieszanka przypraw jest bardzo dobra, ale trzeba jej używać z umiarem, bo sernik, to nie piernik i łatwo go przedobrzyć, a nie o to chodzi, żeby nam w nim coś zgrzytało między zębami podczas smakowania serowych wypieków. Polecam.  =)

Jak na drożdżach

Drożdże to urocze stworzenia, które lubią ciepełko i mleko, dokładnie tak, jak ja. ^^ Lubimy się nawzajem. Są bardzo częstym gościem u mnie w domu. O produkcji bułeczek drożdżowych z nadzieniem już pisałam wcześniej, o tutaj. Dziś zapraszam Was kochani na relację z pieczenia ciast drożdżowych. To troszkę coś innego, ciasto musi być troszkę bardziej zwarte niż na bułeczki, aby podnieść do góry wyłożoną na wierzch masę.
Zacznę od przypomnienia rzeczy zupełnie podstawowych: im świeższe drożdże i cieplejsze pomieszczenie, w którym robimy ciasto, tym jest ono lepiej wyrośnięte, a przez to smaczniejsze. Drożdży nie warto poganiać, trzeba kilka razy poczekać, zanim ciasto będzie gotowe. Wypieki drożdżowe są dość czaso- i pracochłonne. Wymagają też siły fizycznej - ciasto musi być dobrze wyrobione, aby naprawdę urosło. Ale warto się troszkę poświęcić, choć raz do roku. U mnie drożdżowe bułeczki są raz na około miesiąc, a ciasta drożdżowe dwa razy do roku, z okazji świąt.
Zaletą ciast drożdżowego, które piekę jest jego uniwersalność względem masy, którą na nim chcemy upiec. Skład i sposób wyrabiania jest taki sam, bez względu czy nałożymy masę serową i spieczemy sernik, czy masę makową i upieczemy makowiec. Proporcje są na dużą blachę, ale można je jeszcze śmiało troszkę zwiększyć, jak to będzie widoczne na zdjęciu makowca.
 
 
SERNIK / MAKOWIEC NA CIEŚCIE DROŻDŻOWYM
Składniki ciasta:
  • 45 dkg mąki
  • 15 dkg margaryny
  • 5 dkg drożdży
  • 3 łyżki kwaśnej śmietany
  • 1 opakowanie cukru waniliowego
  • 2 czubate łyżki cukru pudru
  • 4 jajka (3 jajka + żółtko)
  • 0,5 łyżeczki soli

Do mąki dodać masło, rozpuszczone w śmietanie drożdże, cukier waniliowy, cukier puder, 3 jajka, żółtko oraz sól. Zagnieść ciasto i podzielić na dwie części. Jedną rozwałkować i wyłożyć nią blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Rozłożyć na niej farsz – serowy lub makowy. Posmarować ubitym białkiem, które zostało. Z drugiej części ciasta zrobić kratkę na masie. Pozostawić na godzinę do wyrośnięcia, a następnie upiec.

Czas pieczenia: 45 minut
Temperatura pieczenia: 170 ºC
Gdy przygotujemy masę serową, upieczemy na tym cieście sernik:
 
Masa serowa:
  • 1 kg sera
  • 6 jajek
  • 20 dkg cukru
  • 0,5 kostki margaryny
  • 10 dkg rodzynek
  • 20 dkg skórki pomarańczowej
  • 3 łyżki maki ziemniaczanej
  • 1 łyżka proszku do pieczenia

Ser można zmielić w maszynce, ale jeśli ma odpowiednia konsystencję i się nie kruszy, to wystarczy zmiksować go z cukrem, żółtkami i masłem. Następnie dodać ubitą na sztywno pianę z białek i bakalie wymieszane z mąką ziemniaczaną. Delikatnie wymieszać.
Gdy przygotujemy masę makową, upieczemy na tym cieście makowiec:
 
Masa makowa:
  • 40 dkg maku
  • 1 l mleka
  • 15 dkg masła
  • 3 jajka
  • ¾ szklanki miodu
  • cukier waniliowy
  • 10 dkg orzechów włoskich
  • 15 dkg migdałów (rodzynek)
  • 2 łyżki kaszy manny
  • aromat (do smaku; polecam migdałowy)
  • 2 łyżki cukru
 
Umyty mak zalać mlekiem, gotować na małym ogniu przez pół godziny. Osączyć i zmielić mak 4 razy, wymieszać z kaszą manną. Migdały posiekać, dodać cukier waniliowy, namoczyć na pół godziny rodzynki. Rozpuścić masło i miód. Do zmielonego maku dodać masło z miodem, cukier waniliowy, migdały i rodzynki. Przesmażyć przez 15 minut, nieco schłodzić i dodać żółtka utarte z cukrem, ubitą na sztywno pianę z białek. Delikatnie wymieszać.
 
Oczywiście można użyć gotowej masy z puszki, ale to już nie będzie to samo. Poza tym w puszce jest jej mniej, niż wychodzi z podanych składników. Testujcie i wybierzcie lepszą wersję sami.

Polecam. =)

sobota, 18 sierpnia 2012

Jazda na miotle bez trzymanki

Późno to chyba mało powiedziane. A czasu jakby zabrakło. Dzień pełen wrażeń i beztroskiej twórczości handmade. Dla mnie mógłby mieć jeszcze ze 24 godziny dodatkowe. ^^

Miało być dziś co innego, a było zupełnie co innego. Miałam przepisywać przepisy, ale dostałam cudnej weny na  całkiem inne rzeczy. Tysiąc pomysłów na minutę i robienie kilku rzeczy na raz - też tak macie? Było dziś projektowanie, malowanie, drukowanie, kserowanie, wycinanie, klejenie, składanie, przymierzanie i szykanie. Przez moje ręce przewinęło się tak wiele rzeczy: pędzel, nożyce, klej, mazak, papiery, materiały... Było cudownie. =)

Niczego dziś nie skończyłam, więc nic nie pokażę, według świętej zasady, że przecież nie skończone, czyli tego jeszcze nie ma. ^^ Uchylę tylko rąbka tajemnicy. Na zdjęciu poniżej są ciasteczka na pierwszym planie, a na drugim nieskończona wciąż kartka, którą zatytułowałam sobie "Góra miłości":


Twórczość związaną z papierem po prostu uwielbiam. W papierze mogę dłubać nieustannie. Kocham ten materiał. On jest tak różnorodny i daje tak nieskończone możliwości. Zero w tym profesjonalizmu - nie skończyłam żadnego kursu - to wszystko z serca. Może kiedyś ktoś nauczy mnie. Byłabym nieskończenie szczęśliwa. =)

Dla zainteresowanych ciasteczkami sprawdzony przepis:

PALUCHY WIEDŹMY
Składniki:
  • 22,5 dkg miękkiej margaryny
  • 3/4 szklanki cukru pudru
  • 1 jajko
  • 1 cukier waniliowy
  • kilka kropel aromatu migdałowego
  • 2 i 2/3 szklanki mąki
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka soli
  • 3/4 szklanki obranych połówek migdałów
    (całe wrzucone dwa razy do wrzątku)

Ze wszystkich składników (oprócz migdałów) wyrób ciasto. Owiń je w folię i włóż do lodówki na ok. 30 min. Po tym czasie formuj paluszki. Palce wiedźmy urosną w piekarniku, więc formuj je jak najcieńsze. Nożykiem zrób linie poprzeczne na palcach. W miejsce paznokcia wciśnij połówkę migdała. Pieczemy 25 minut w 175°C.
Polecam gorąco.  =)

piątek, 17 sierpnia 2012

Biegnę - Padam - Wstaję

Opadłam z sił - zupełnie, całkowicie, kompletnie. Czuję się, jakbym właśnie wróciła z ciężkiego obozu survivalu. Pieczenie ciast od rana do wieczora przez kilka dni wyczerpuje organizm. Ale znów się dużo nauczyłam i to najważniejsze. ^^ Jutro zacznę opowiadać, jak z takich elementów:


 
powstają takie dzieła:


 
Dziś mogę Wam już tylko życzyć dobrej nocy i miłego weekendu. =*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...