czwartek, 25 lipca 2013

LO w stylu vintage

Letnią porą powstało mapkowe LO:
 



Niezwykła oprawa to zasługa darmowych dodatków ściągniętych z sieci, czyli tzw. freebies:
 


Oto ich źródła dla zainteresowanych:

1. link
2. link
3. link
4. link
5. link
6. link
 
Zapraszam na wyzwanie z LO w roli głównej -> link

czwartek, 18 lipca 2013

Żółto, letnio i urodzinowo

Żółto, letnio i urodzinowo, czyli co powstaje, kiedy wpadnie w oko sympatyczna, zabawna grafika, którą można sobie pobrać z neta za darmo i samemu pokolorować, czyli tzw. freebies:
 


 
Ps. Dziękuję Wam za słowa wsparcia. Staram się trzymać, być silna, oddalać od siebie smutne myśli i skupiać na pozytywach, choć przyznaję, że to naprawdę trudne. Całus dla Was. =*

poniedziałek, 15 lipca 2013

Tęczowe inchies

Połączenie formy małej i dużej - multimediowe inchies we wszystkich kolorach tęczy na bazie LO:
 

Wszystko wokół przesłania, które jest myślą przewodnią mojego bloga - "Szczęście jest w tysiącu drobiazgów tworzących mozaikę życia codziennego."  (M. Peraud):


Szczegóły:





 
Pracę zgłaszam na wyzwanie KALENDARZOWE Lato:
 
 

niedziela, 14 lipca 2013

Kiła mogiła

Historia mojego uszkodzonego kręgosłupa przez pół roku przeszła kolejne dramatyczne etapy.
Pierwsza, ubiegłoroczna, grudniowa rehabilitacja nie przyniosła oczekiwanej poprawy, wręcz przeciwnie - stan się szybko pogorszył. Musiałam zacząć brać silną chemię, żeby w ogóle wytrzymywać ból i drgawki. O wszystko się potykałam, wszystko mi leciało z rąk. Kuzynka wyczaiła, że w Kudowie Zdrój w jednym z sanatoriów otworzono właśnie oddział rehabilitacji ogólnej dla ludzi z problemami ze strony kręgosłupa i że można tam się starać o przyjęcie na podstawie posiadanej dokumentacji medycznej ze skierowaniem bez pośrednictwa NFZu. Pojechałam z nadzieją choć chwilowej ulgi. Niestety popełniłam błąd i zgodziłam się na wyciąg nie wiedząc, co to za średniowieczny szajs. Choć byłam pod dobrą opieką pani ordynator i troskliwych rehabilitantek z dnia na dzień słabłam. Po powrocie do domu mama od przywitała mnie słowem „zmarniałaś”. Zabiegi, które miały mnie znieczulać przestały działać jeszcze przed powrotem. Dwa dni potem na wizycie u neurologa usłyszałam, że to nie możliwe, żebym się po dwóch rehabilitacjach z rzędu czuła gorzej. Stwierdziła kobieta, że przesadzam, jestem niecierpliwa, a w ogóle to pewnie udaję, że powinnam odwiedzić psychiatrę i czekać cierpliwie na wizytę u neurochirurga, którą miałam wyznaczoną za dwa miesiące. Nawet mnie nie zbadała i nie przepisała jakichkolwiek leków przeciwbólowych, żebym dotrwała do tej wizyty. Nie śpiąc w nocy i nie odpoczywając od bólu w dzień przetrzymałam tak miesiąc do kolejnej rehabilitacji w przychodni. Po trzech dniach od jej rozpoczęcia zdrętwiała mi dziwnie lewa ręka. Coraz bardziej też ból doskwierał w odcinku piersiowym. Gehenna trwa kolejny miesiąc. Doczekuję się w końcu wizyty u neurochirurga, który wypełnia sobie kartę, ogląda mnie jak zwierzę, nie jest zainteresowany rozmową i tym, jak sobie radzę. Wręcza mi skierowanie na EMG nie tłumacząc ani co to, ani po co to, ani gdzie to mam zrobić, dorzuca jedynie, że bez wyniku mam się u niego nie pokazywać. Schodzę do rejestracji, praktycznie na klęcząco czekam godzinę w kolejce tylko po to, żeby usłyszeć, że zapisów nie ma i nie wiadomo kiedy będą, że mam sobie dzwonić i pytać. Wracam do domu z niczym. Na wizycie u neurologa słyszę, że zlecone badanie EMG jest niepotrzebne. Ponieważ skarżę się na nasilający się ból w odcinku piersiowym i drętwiejące ręce na odczepnego lekarz zleca RTG kręgosłupa. Wynik zostaje wysłany do lekarki, która go zleciła, więc odbierając zdjęcie nawet go nie znam. Muszę się umówić i znów czekać. Po weekendzie jadę odebrać zdjęcie i zapisać się. Przy okazji jadę do szpitala zapytać o EMG. Tam dopiero ktoś mnie informuje o tym, że badanie jest bolesne, a obowiązuje rejonizacja i nigdzie poza szpitalem, gdzie dostałam skierowanie tego badania zrobić nie można. Od niechcenia ta osoba dorzuca, że jej zdaniem i tak jestem w zbyt złym stanie, żeby mieć to badanie, że nawet jak się zapiszę i zapłacę, to lekarz i tak odmówi jego wykonania. Rwa kulszowa objęła już obie nogi, każda stopa jest wygięta w inną stronę, nie mogę iść, a muszę sama, o własnych siłach wrócić do domu z miasta. Ledwo daję rady, praktycznie na kolanach. Przez kolejne dwa tygodnie puchnę na potęgę, ciągle mam stan podgorączkowy, już praktycznie nie ruszam ani nogami ani rękami. Tępy neurochirurg wyrzuca mnie za drzwi bez rozmowy ze względu na brak wyniku EMG. Lekarz pierwszego kontaktu zleca serię zastrzyków, aby opanować stan zapalny. Nie rozumie, na jakich podłych ludzi trafiam skoro nikt nie stawia diagnozy i nie podejmuje właściwego leczenia w stosunku do mnie. Radzi zmienić i neurologa i neurochirurga, co też robię. Nietrafione leki tylko mnie osłabiają. Poprawy brak. Idę na umówioną wizytę do poprzedniego neurologa, żeby poznać wynik RTG kręgosłupa, którego jedyny egzemplarz jest u niego. Lekarz stwierdza, że nic w opisie niepokojącego nie ma. Nalegam, że chcę zrobić sobie kopię, bo zdjęcia bez niego nie maja wartości, więc na odczepnego pozwala mi zabrać wynik, zejść na dół i zrobić sobie kopię w recepcji. Idąc po schodach z opisu dowiaduję się, że to „nic” to prawostronna skolioza kręgosłupa piersiowego oraz pogłębienie kyfozy piersiowej. Gdy skarżę się na ból i postępujący niedowład w kończynach, lekarz pyta, co na to neurochirurg. Ja, że nic, więc sam stwierdza, że nic nie może już dla mnie zrobić i radzi zmienić neurochirurga. Nie przepisuje znowu żadnych leków przeciwbólowych, nawet nie bada. Tymczasem po powrocie do domu od niego jeszcze tego samego dnia na plecach u mnie mama zauważa wykwity półpaścowe. Lekarz pierwszego kontaktu potwierdza diagnozę, zleca odpowiednie leki i ponagla zmianę lekarzy. W ciągu dwóch tygodni ustępuje ból, przeczulica, podwyższona temperatura, niedowłady we wszystkich kończynach. Moje zdziwienie budzi fakt, że wykwity zamiast się zamienić w strupy, odpaść i goić się, bardzo szybko się wchłaniają. Na ich miejscu pozostają tylko wyczuwalne pod palcami grudki. Czekam cierpliwie na wizytę u trzeciego już z kolei neurologa. Pani jest rozmowna, dokładnie wypytuje, notuje i bada mnie. Widząc ślady po półpaścu pyta, czy ktoś zlecił podstawowe badania chociażby krwi przez te cztery lata, od kiedy wypadły mi dyski. Odpowiedź brzmi, że nie, a wystarczyłoby tylko tyle, żeby potwierdzić, że nie kłamię, że jestem chora i to na chorobę zakaźną. Zleca badanie rozszerzone krwi. Wyniki wychodzą nadwyraz dobre. Nie ma śladu po zakażeniu. Czuję się lepiej, choć wszystko przychodzi ciężko. Doczekuję się wizyty u drugiego z kolei neurochirurga. Tym razem trafiam na sensownego doktora, którego martwią moje martwe dyski. Proponuje mi kwalifikację do zabiegu usunięcia tego, który wygląda najgorzej i najmocniej uciska nerwy kończyn dolnych. Proszę go, aby poczekać z tym jeszcze. Obiecuję zgłosić się, jak tylko znów mi nogi odmówią posłuszeństwa. Tylko że wszystko to dociera do mnie powoli i nie umiem się pogodzić z tym, do jakiego stanu doprowadzili mnie lekarze swoją niekompetencją. Nie mam pojęcia, na czym właściwie miałby polegać ten zabieg i nie mam się skąd dowiedzieć. W ogóle nie chcę o nim myśleć ani rozmawiać z nikim. Ta kwestia mnie przygnębia i zniechęca do wszystkiego. Potrzebuję czasu, żeby się z tymi wszystkimi myślami oswoić. Mam nadzieję, że to będzie długi czas, że pogorszenie nie przyjdzie szybko, niespodzianie. Za dużo tego wszystkiego na jednego człowieka, który nie chce zostać kaleką. Ciągle po głowie krążą mi słowa pana doktora „kiła mogiła”, którymi określił czarne dziury widoczne na moim rezonansie kręgosłupa w miejscach martwych dysków. Nie mam pojęcia jak wygląda życie z implantem w odcinku lędźwiowym i to mnie przeraża…
[źródło: link]

piątek, 12 lipca 2013

Patent na przeciągi, goście i prezenty

Mam nowych domowników, w tym jednego uroczego lawendowego stracha na wróble, który odgania złe myśli, strzeże parapetowej zieleni i wietrznych dzwonków:
 

Wietrzne dzwonki to moja autorska konstrukcja okienna - metalowe elementy z dzwonków dla dzieci zawieszone na kordonku i przymocowane do deseczki, a ta do okna - ostrzegają mnie przed przeciągami na które jestem bardzo wrażliwa:


Straszek przywędrował do mnie wraz z ciekawą książką i przydasiami od Ani:

 
Para wspaniałych dzierganych dziadków wraz z bransoletka niespodzianką i śliczną karteczką przybyła do mnie od Bożenki:
 


 
A niesamowity komplecik poszewkowo-zawieszkowy przyleciał do mnie aż z pięknej Szkocji od Joasi:
 
 
Za wszystkie wspaniałości dziękuję całym rozradowanym serduchem.  =)

Letnie LO

Moja praca - letnie LO - stworzona jakiś czas temu na konkurs DP Craft:
 




 

piątek, 5 lipca 2013

Kopertowe love

Kochani dziś prezentuję moją drugą w życiu kopertówkę. Tym razem w klimacie starociowym. Jej bazę stworzyłam sama traktując papier pachnącym wyciągiem z kawy rozpuszczalnej. Najpierw było malowanie i prasowanie żelazkiem:
 

Potem składanie według kursu:


I ozdabianie:


Potem dorobiłam karnet na życzenia kolorując najpierw brzegi wyciągiem z herbaty:


A potem delikatnie cieniując resztę powierzchni i dekorując "książkowymi" scrapkami:



Tak prezentuje się cały komplet:


Zgłaszam moją prace na wyzwanie "KOPERTÓWKA NIE JEDNO MA IMIĘ".

czwartek, 4 lipca 2013

Let's play the game

W domu lubimy w wolnym czasie nie tylko siedzieć przed TV, ale też czasem wytężyć umysły i dla odmiany w coś zagrać. Natchnęło mnie kiedyś, żeby zrobić takie zabawne kostki do gry:
 

Bardzo lubimy też Scrabble:


Ale nie polubiliśmy niepraktycznego woreczka od nich:


Więc w wolnej chwili zrobiłam na szydełku woreczek praktyczny:

 
I gra stała się jeszcze przyjemniejsza. =)
 
Miałam mały przestój na blogu załapany przez własną nieostrożność - rozcięty, bardzo wolno gojący się, wskazujący palec prawej ręki utrudniał zrobienie czegokolwiek:
 
 
Czas umiliły mi niespodzianki:
 
- od Agnieszki - urocza kocia poszeweczka na podusię:
 


- oraz bardzo niebieski komplecik od Edytki:


Dziewczyny całym serduchem...


Miłą rzeczą było też dla mnie ujrzenie moich dwóch prac wśród wyróżnionych w galerii DP Craft Clubu:

 
Miłych chwil Wam również życzę w ten wakacyjny czas. Ale na koniec jako jedna z projektantek Scrapowego Pasa Startowego


zapraszam Was serdecznie na nasz blog oraz konto na fb.


Zachęcam do udziału w trwających wyzwaniach - "kopertówka" oraz "letni album". Ponadto do niedzieli można się zapisać na wymiankę ATC.  =)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...