poniedziałek, 17 września 2012

Przygoda z amarantusem

Komentarz Ani z bloga http://szycieani.blogspot.com/ pod jednym z postów u mnie o tym, co trzyma w puszce po cacao, rozbawił mnie do łez po prostu. Uwielbiam Anię za jej poczucie humoru. =* Obiecałam Ani, że przyznam się Wam bez bicia do moich największych słodkich słabości. I oto słowa dotrzymuję. ^^
 
Wybredna to ja przy stole nie jestem. Spróbuję i zjem prawie wszystko. Prawie...
 
Ktoś kiedyś powiedział, że dzielę warzywa i owoce na te dobre i zue. Tak, dokładnie, ZUE! Czyli takie których nie umiem pokochać, a może to one nie kochają mnie... Tak, one nie kochają mnie i kropka. Oto graficzne przedstawienie tego wcielonego ZUA:
 

Co w nich zuego? Zbyt intensywny zapach i smak. Nie zjem nigdy więcej oliwki, bo omal nie puściłam po niej pawia przy najbliższej rodzinie. Od czosnku mnie odrzuca, od korniszonów też, w ogóle od tego co na occie. Surowej papryki i cebuli nie zjem. Papryka ujdzie jako odrobinka przyprawy, a cebulka porządnie smażona jest ok. Fasolka szparagowa nie jest najgorsza, zwłaszcza jak jest w niej więcej bułki tartej niż jej samej, ale sama w sobie jest jak trawa. Nic na to nie poradzę, kochani, że moje kubki smakowe są tak wysublimowane. Możecie mnie z tym gustem zjeść, ale ja flaczków nie przełknę. Mnie mamusia wychowała na tartym jabłuszku, marcheweczce i mnie takie rzeczy kręcą, a nie chipsy.
 
Nie żebym była konserwatywna jakaś - lubię odkrywać nowe smaki. Jak coś mi w oko wpadnie w sklepie, to ja z tym wracam do domu i testuję:
 
 
 
Kooocham nabiał... Sery, nawet te pleśniowe, zjem, śmietanę wyliżę, wypiję każdy kefir, każdą maślankę, zjem każdy jogurt i budyń na mleku. Za samym zimnym mlekiem nie przepadam, ale z jakimś dodatkiem dam radę.
 
Płatki śniadaniowe jadam, musli też, ale nie lubię ich osobno. Mieszam sobie paczkę tego i tego, wsypuję sobie do pudełeczka po kakao ( ^^ ) i tak jem, czasem nawet na sucho, zwłaszcza jak mnie coś gryzie:
 
 
Takie na przykład boróweczki pasują do tej mieszanki:
 
 
W sezonie jadam sałatki jogurtowo-owocowe. Na przykład takie:
 
* z pomelo:
 
 
* z  porzeczkami, malinami i agrestem (z konieczności odrobinę posłodzona):
 
 
* z bananami, truskawkami i mandarynką :
 
 
Kiedyś w Wielkim Poście, robiąc przedświąteczne zakupy, bez większego namysłu sięgnęłam po kilka jogurtów z półki. W domu dopiero po zjedzeniu jednego przyjrzałam się wieczku i przeżyłam szok:
 
 
Mikołaj zjeżdżał sobie na sankach... Ku mojemu zdumieniu data ważności się zgadzała, tylko święta były nie te.
 
W temacie przekąskowym słów kilka o amarantusie, który dostałam od Marty i przetestowałam już bardzo dokładnie. Z samym kefirkiem żurawinowym okazał się poezją:
 
 
Z kolorowymi malinami i dojrzałymi brzoskwiniami z mojego ogrodu wraz mieszanką płatkowo-musli też się zaprezentował apetycznie:
 
 
Rewelacja ten amarantus i samo zdrowie, bardziej niż ta cała reszta na talerzu razem wzięta. Jak to możliwe? Otóż tak, jak wspomniała w miniwykładzie w komentarzu koleżanka z bloga Anza Art, amarantus to roślina o bardzo wielu zaletach, która została w ostatnich latach na nowo "odkryta" przez przemysł spożywczy, bo dotąd słynęła głównie z pięknych kwiatów w kolorach od bieli, poprzez amarant (stąd nazwa) po bordo. Niewiele osób miało okazję go zobaczyć w postaci ziaren



A to dlatego, że był w importowany w postaci potwornie drogiej mąki i wypieczonego z niej chlebka. Najkrócej mówiąc amarantus (=szarłat) ma dużo bardzo wartościowego białka i nadspodziewanie dużo żelaza o znacznie lepszej przyswajalności niż w tak zachwalanym szpinaku. Od siebie dodam, że amarantus ma bardzo starożytne tradycje uprawy, gdyż był podstawową rośliną uprawną Inków i Azteków. Zacytuję też za Wikipedią, że "pod względem najważniejszych składników odżywczych przewyższają nawet pszenicę. Reguluje biosyntezę cholesterolu, co zapobiega chorobom układu krążenia. Zawiera nienasycone kwasy tłuszczowe, które zmniejszają ryzyko chorób serca i rozwój miażdżycy, a także ma wysoką zawartość białka. Szarłat nie zawiera glutenu, natomiast ma dużo skwalenu – lipidu opóźniającego procesy starzenia, łatwo przyswajalnego żelaza, wapnia i magnezu. Ma też dużo błonnika i znaczną zawartość witamin z grupy D oraz A, E, i C." Więcej można przeczytać o nim tutaj. Moja rada: kochane młode mamy, wciskajcie swoim dzieciom amarantusa ile wlezie.

Mi amarantus pomógł w wyjściu na prostą po przeziębieniu. Energii dodał także bardzo smaczny kisielek od Joasi:

 
Ja z takich torebeczek lubię wszystko - kisiele, budynie, kaszki, zupki i co tam jeszcze wymyślili. ^^

Na koniec przyznam się do naj, naj, największej słabości - zbieram tekturowe rolki po ręcznikach i "taśmach szczęścia". Czemu? Bo są z papieru. Po co? Aaaa... To Wam prędzej czy później pokażę.  =)

3 komentarze:

  1. Z jedzenia to nie lubię chyba tylko jajka sadzonego za bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Smakowicie wygląda.Ja to znowu nie wyobrażam sobie życia bez warzyw.Muszę przyznać,że za czosnkiem to też nie przepadam,oliwki też nie w moim guście,ale reszta w nieograniczonych ilościach.Sery wprost uwielbiam wszystkie,ale mleko ,budynie..bleee.Babcia wciskała mi jak byłam mała.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo apetycznie wygląda..Uwielbiam wszystkiego rodzaju zupy mleczne.. kocham, ubóstwiam...

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy konstruktywny i inspirujący komentarz. =)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...