Kochani, bardzo poruszyła mnie historia Miśka opisana przez Joasię, która w dobroci swego serca postanowiła przygarnąć psiaka, a bezduszność ludzi zasłaniających się bezdusznymi przepisami omal jej Miśka nie odebrała. To skandal, jeden z wielu cichych psich dramatów, niestety wielu. Losy moich psiaków też były niełatwe i nimi chcę się z Wami podzielić.
Nie dzielę ludzi, ale wiem, że mentalność ludzi mieszkających w miastach różni się od mentalności ludzi mieszkających na wsi. Dla ludzi mieszkających w mieście wałęsające się psy to osobniki bezpańskie, problem kogoś innego, może urzędników, może schroniska, gdzie według nich powinny one trafić, a może weterynarza, żeby je uśpił. Dla ludzi mieszkających na wsi wałęsający się pies to przed wszystkim niechciana, porzucona przez człowieka żywa istota, która chce żyć i ma do tego prawo. Na wsi nie ma niczego niczyjego, a jak się coś pojawia, to każdy dobry człowiek myśli jak to zmienić, żeby było czyjeś, miało właściciela, pana, który zadba. Nigdy nie zrozumiem, czemu tak się dzieje, że ludzie z miast przyjeżdżają na wieś i wyrzucają psy z samochodu, a potem odjeżdżają. Człowiek ze wsi nie potrafiłby tak zrobić, po prostu by nie mógł. Człowiek mieszkający na wsi będzie szukał dla zwierzaka nowego domu, będzie chciał go oddać w inne dobre ręce, ale nie skrzywdzi go wyrzuceniem, bo coś takiego nie ma usprawiedliwienia. Taki zagubiony psiak błąka się tak długo wokół miejsca, gdzie został wyrzucony, aż zdechnie z tęsknoty i głodu, albo spotka go szczęście, bo ktoś go złapie i trafi do schroniska, albo uśmiechnie się do niego los i ktoś go spróbuje przygarnąć. Nie wiem, czy każdy z Was potrafi zrozumieć jak wielkie jest to ryzyko, aby pod swój dach przygarnąć obce, nierzadko dorosłe zwierzę, o którym nic się nie wie. Pies może być chory, niewysterylizowany, mieć zwichniętą psychikę, skłonność do agresji. Taki zwierzak to wielka odpowiedzialność. Musi zostać przebadany przez weterynarza, zaszczepiony, odrobaczony. Jego miska nie może być pusta. Nie wystarczy go przypiąć do łańcucha. Zwierzę potrzebuje naszego zainteresowania.
Mój pierwszy psiak, Ciapek, trafił do nas właśnie tak, z ulicy, bo jacyś ludzie bez serca wyrzucili go z samochodu. W całej tej krzywdzie, która go spotkała, szybko się u nas zaaklimatyzował, szybko zaufał, widać miał szczęście, nie był wcześniej bity. Nie stracił apetytu, jadł od początku chętnie. Miał bardzo łagodny charakter, nie szczekał prawie, do wszystkich merdał przyjaźnie ogonem - stąd jego imię. Mieszkał w budzie przy domu. Upięty był na łańcuch, a to dlatego, że dzielimy podwórko z ciocią, mamy jeden wjazd, a w nim nie mamy bramy, także dlatego, że rodzina cioci jest "zmotoryzowana", swojego psa trzyma w domu i nie jest zainteresowana posiadaniem bramy, którą trzeba by było ciągle zamykać i otwierać w kółko. Poza tym przez wiele lat była mowa o zrobieniu kanalizacji w naszej gminie, a miejsce, gdzie stała buda, była właśnie rura kanalizacyjna, więc czekaliśmy, aż coś z tym zrobią. Ciapek niestety pewnego dnia zerwał się z łańcucha i już do nas nigdy nie wrócił. Jak to się stało? Wezwała go natura. Usłyszał szczekanie i watahę psów lecących za jakąś suką i instynkt kazał mu do nich dołączyć. Długi czas nie wiedzieliśmy, co się z nim stało. Ludzie nie chcieli o tym mówić, choć wiedzieli. Ktoś kiedyś nie wytrzymał i opowiedział nam, że Ciapka na swoim podwórku zauważył pewien człowiek tam mieszkający. Podobno zatłukł go sztachetą na śmierć. Za co? Za nic. Bo goniąc jego sukę trafił na to akurat podwórko. Miał pecha, bo jako jedyny ufny pies z całej watahy nie uciekał, ufał ludziom i przez to zginął. Ciało zniknęło. Pamięć po nim została. Był z nami tak krótko, że nawet żadne zdjęcie po nim nie zostało, tylko wspomnienie tych przeufnych, kochających ślepi, które wołały "kocham cię". Jakiś czas po tym zdarzeniu człowiek, na podwórku którego rozegrała się tragedia ostatnich chwil mojego psa, zmarł - rzucił się po pijaku pod nadjeżdżający samochód na głównej szosie. Powiecie "zbieg okoliczności", a ja się zapytam: "czy na pewno?, a może to Ciapek gdzieś z psiego nieba upomniał się jednak o sprawiedliwość..."
Nasz drugi psiak, Tofik, też nie miał w swoim psim żywocie z górki. Pewnego dnia, kiedy podczas studiów w mieście wyszliśmy przed budynek po pierwszym wykładzie całą grupą dołączyła do nas po chwili jedna spóźniona dziewczyna z roku niosąc pod pachą małego szczeniaka. Powiedziała nam, że znalazła go w drodze na przystanek wierząc, że ktoś z roku go zabierze i się o niego zatroszczy. Staliśmy akurat w półkolu i patrzyliśmy na psiaka, którego postawiła na ziemi. Maluch kręcił się w kółko, czekając aż ktoś drgnie, ale zapadła zupełna cisza, a wszyscy zamarli. Dziewczyna nie namyślając się długo rzuciła tekst: "jak go nikt nie chce, to go zaraz wrzucę do rzeki i będzie po sprawie". Nogi mi się same ugięły, bo jak można w ogóle coś takiego wymyślić, powiedzieć, zrobić na oczach innych. Obok nas był mur, a za nim głęboka Odra ze spienionym, rwącym nurtem. Wyciągnęłam rękę w stronę psiaka, żeby do mnie przyszedł, choć nie docierało do mnie, że tan gest litości oznaczał zabranie go do odległego o 100 km domu jeszcze tego samego dnia. Szczeniak wtulił się we mnie i nie chciał odejść. Jakaś osoba poszła do uczelnianego sklepiku i wyżebrała skrzynkę dla psiaka, żebym była w stanie go przewieźć autobusem do domu. Zabrałam rzeczy i wróciłam do domu. Mama nie była zadowolona. Psiak był malutki i musiał być trzymany w domu, ale sami zobaczcie - nie mogłam inaczej:
Nigdy nie zapomnę tego jego wbiegania do pokoju, wskakiwania z rozpędu na łóżko i lizania mnie po czole. A łóżko to on bardzo lubił:
Tofik ma już 12 lat, mieszka w budzie tuż obok domu pod oknem w kuchni, skąd go widzimy i możemy sobie z nim "pogadać" bez wychodzenia:
Na łańcuchu, bo to jedyne co go chroni przed ludzką bezmyślnością i bestialstwem. Wierzę, że uda się nam tej jesieni stworzyć dla niego kojec z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem jego buda stoi dokładnie w miejscu, gdzie będzie biegła kanalizacja przy naszym domu, a prace na naszej ulicy dopiero się rozpoczęły i może za miesiąc będzie wszystko koło domu rozkopane. Tofika przeniesiemy na ten czas do ogrodu. Po wszystkim, jak wszystko koło domu wróci do stanu nadającego się do użytkowania, to w pierwszej kolejności pomyślimy o bezpiecznym, przytulnym kojcu dla naszego kochanego psiaka, który o nic więcej tylko o miłość co dzień prosi:
Kiedy słyszę kochani o różnych przejawach bestialstwa wobec zwierząt, to od razu zaczynam sobie powtarzać słowa matki Teresy z Kalkuty:
Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni
Kochaj ich, mimo wszystko
Kochaj ich, mimo wszystko
Jeśli czynisz dobro, oskarżają cię o egocentryzm
Czyń dobro, mimo wszystko
Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych
przyjaciół i prawdziwych wrogów
Czyń dobro, mimo wszystko
Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych
przyjaciół i prawdziwych wrogów
Odnoś sukcesy, mimo wszystko
Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro,
Bądź dobry, mimo wszystko
Bądź dobry, mimo wszystko
Szlachetność i szczerość wzmagają twoja wrażliwość
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko
To, co budujesz latami może runąć w ciągu jednej nocy
Buduj, mimo wszystko
Buduj, mimo wszystko
Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twojej pomocy,
mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz
mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz
Pomagaj, mimo wszystko
Dając światu najlepsze, co posiadasz,
otrzymujesz ciosy,
Dawaj światu najlepsze, co posiadasz,
Mimo wszystko
otrzymujesz ciosy,
Dawaj światu najlepsze, co posiadasz,
Mimo wszystko
Te słowa mnie wychowały, nie potrafię inaczej...
piękny post !!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńA ja bym nie dzieliła ludzi, ze względu na zachowanie w stosunku do zwierząt, na tych z miasta i ze wsi, bo mam inne doświadczenia. Ludzie są źli albo dobrzy. Niestety tych złych jakby było coraz więcej. Mam nadzieję, że się mylę. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńI cóż tu więcej dodać.Po prostu nasza rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńCzytałam i się popłakałam :( Nie zrozumiem tego jak człowiek może być tak okrutny wobec zwierzęcia, które często jest bezbronne i nikomu nie zawiniło. Musze jednak powiedzieć podobnie jak Anka z komentarza wyżej, że ludzi nie można podzielić na tych ze wsi i na tych z miasta pod względem stosunku do zwierząt, ponieważ znam osoby z wielkich miast, które pałają miłością do zwierząt i się o nie troszczą itp, a i takie ze wsi co psa zabiją bez mrugnięcia okiem, bo pies już niepotrzebny :( Naszą sunię przygarnęliśmy ze schroniska jak miała 3 miesiące, ale niestety już nadwyrężoną psychikę, bo najprawdopodobniej była bita i to bardzo często, bo do tej pory (po roku czasu) każdy gwałtowny gest, upadek czegoś na ziemię (nawet kartki papieru) itp kwituje ucieczką pod łóżko i błagalnym wzrokiem żeby krzywdy jej nie robić...
OdpowiedzUsuń