Kochani, z kolejnej wycieczki chyba dzisiaj nici, bo po całym dniu sprzątania ogrodu ciężko wklikać kilka zdań, a co dopiero całą historię, a wiecie już chyba, że ja lubię dokładność i jak miałabym zrobić coś byle jak, to wolę zaczekać. Może coś się odwlecze, ale napewno nie uciecze, nie u mnie. Wybaczcie.
Ręce mam pokłute, bo właśnie wróciłam z ogrodu ze zbierania malin. Skoro one stały się ostatnim punktem dnia, to o nich Wam krótko opowiem, bo maliny to nie tylko te czerwone, pachnące i słodkie owoce.
Wśród ciekawostek dotyczących malin krąży legenda, że kiedyś owoce te były białe, do czasu kiedy nimfa o imieniu Ida, będąca opiekunką małego Jowisza, nie zechciała uspokoić dziecko owocami malin. Schylając się by zerwać owoce, ukłuła się jednak jej kolcem w pierś i na białe maliny spadła kropla jej krwi. Odtąd maliny zmieniły kolor i zyskały unikalną woń oraz słodki smak. Tak wierzyli dawno temu Rzymianie, ale ja spróbuję Was przekonać, ze w tej legendzie jest ziarenko prawdy, ponieważ jest taka odmiana, o której nie każdy słyszał i nie każdy widział, a kto ją zobaczył i spróbował u mnie, był bardzo zdziwiony.
Wszyscy znacie zapewne tradycyjne malinowe słodkości w tym kolorze:
Co powiedzielibyście jednak na taka odmianę - żółtą:
Spójrzcie jak bardzo różnią się te dwie odmiany wielkością:
Krzewy żółtych malin dorastają 1,5-1,6 m. Rosną ładnie, prosto do góry. Są mocno ulistnione. Dobrze jest zamocować przy nich paliki i owinąć wokół nich jakiś sznureczek, ponieważ jest to odmiana bardzo plenna, krzewy są ciężkie i podatne na złamania podczas owocowania, ale także podczas mocnych wiatrów, szczególnie podczas burz, kiedy łodygi są dodatkowo obciążone od wody:
Odmiana ta nie jest przesadnie wymagająca co do gleby. Owoców im wyżej tym ma więcej. W porównaniu z odmianą czerwoną zaczyna owocować późno, ale ponieważ owoce dojrzewają stopniowo, można się cieszyć nimi dłużej. Początkowo maja kolor prawie biały. Dojrzalsze owoce żółkną, po czym można poznać, że czas je zerwać. Dojrzałe owoce są duże, soczyste, ale bardzo słabo trzymają się krzewu i trzeba je zbierać bardzo ostrożnie. W smaku są słodkie, ale ich słodycz jest wyczuwalna później niż w przypadku odmiany czerwonej. Kiedy je się je pierwszy raz i chce szybko ją poczuć, można się bardzo zdziwić. Według mnie wynika to z nieco mniejszej zawartości cukru w owocach:
Do dekoracji ciast nadają się równie dobrze jak czerwone, niestety do przetworów mniej:
Spróbujcie koniecznie żółtych malin. =)
I jeszcze taki mały ps. Rozbawił mnie dziś bardzo komentarz od Kingi z bloga MAMA LAURKI TESTUJE , pod jednym z moich postów, abym się "podzieliła kuleczkami, bo wyglądają smakowicie". Chodziło o "ziemniaczki" z tego przepisu. Myślę, ze zgodzicie się ze mną, że dla takich słodkich maluchów jak Laurka, córeczka Kingi, to lepsze będą takie większe, pełne witamin i słodkiego soku "kulki":
Kingo, weź tle dojrzałych, pachnących i słodkich brzoskwiń, ile tylko zdołasz udźwignąć. ^^
Częstujcie się, kochani, do woli. Całuję. =*
Uwielbiam maliny i miałam kiedyś w ogrodzie tę żółtą odmianę,ale niestety mi wymarzła za to czerwona rośnie pięknie i bez problemów.Prawdę mówiąc wolę tę czerwoną żółta wydawała mi się jakaś taka bez smaku.
OdpowiedzUsuńhej Aniu!widzę,że z Ciebie jest wielka ogrodniczka;-)
OdpowiedzUsuńja to tylko hoduje swoje suchoty doniczkowe;-D nie wiedziałam,że są odmiany białej.Bardzo dobrze wiedziec bo idealnie by pasowały jako ozdoba do mojego malinowego ciasta^^
właśnie zaczęłam dla Ciebie szykowac kuferek do wymianki^^
Pychaaa maliny! Zapraszam do siebie po niespodziankę:)
OdpowiedzUsuńA moje maliny zawsze zanikają...Dziwne, biorąc pod uwagę,że "mam ręce do roślin;))
OdpowiedzUsuńOjoj pierwszy raz takie widzę:)
OdpowiedzUsuńAhh..maliny..mniam.. uwielbiam się nimi zajadać jednak nie miałam okazji ich w tym roku spróbować ;(
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny narobiłaś mi smaka :)