środa, 28 grudnia 2011

Śpiewać każdy może, choć nie każdy powinien

Jerzy Stuhr śpiewał kiedyś, że
„Śpiewać każdy może,
trochę lepiej, lub trochę gorzej,
ale nie oto chodzi,
 jak co komu wychodzi.
Czasami człowiek musi,
inaczej się udusi...”
 
 
Śpiew to wyjątkowy sposób wyrażania tego, co dla nas ważne. To niby tylko dźwięki wytwarzane za pomocą głosu, a zarazem coś od głosu o wiele głębszego. Kiedy pierwszy raz słyszałam Adele, doznałam olśnienia. To, co usłyszałam, było tak inne, przejmujące w porównaniu z falą komercji, która płynęła wtedy z radiowego eteru. Ta młoda angielska wokalistka podbiła swoim talentem moje serce. W jej tekstach jest wybuchowa mieszanka emocji, których nie da się słuchać obojętnie. Jej głos jest tak wyjątkowy, że zaśpiewanie czegokolwiek z jej repertuaru do czystego podkładu jest wyczynem karkołomnym. Nie sposób oddać tej dynamiki, która wyróżnia jej głos i przesłania piosenek.

(źródło: różne strony w Internecie)

Tak mi przykro było, kiedy dowiedziałam się o jej kłopotach z głosem i o tak poważnej operacji strun głosowych. Chcę wierzyć w pomyślną rekonwalescencję i w to, że będzie mogła nas wciąż zachwycać swoim talentem. Chyba nie tylko ja marzę, aby móc ją usłyszeć na żywo, nawet jeśli to takie nieprawdopodobne. Takie marzenia to dowód uznania dla osób takich jak Adele, obdarzonych tak niepowtarzalnym darem, którym może nas tak ubogacać.


(źródło: różne strony w Internecie)

Najważniejsze są dwa powody do śpiewania. Są osoby, które śpiewem potrafią zarabiać na życie, obdarzone niekwestionowanym talentem wręcz śpiewać powinny. Więcej jest jednak takich, które nie robią tego dla pieniędzy, ale dla przyjemności – solo, w duecie, tercecie, chórze, przy akompaniamencie, z podkładem, czy bez, z przygotowaniem, czy bez, i nikt o talent ich pytać nie powinien.

Wikipedia stwierdza, że „każda osoba potrafiąca mówić potrafi też śpiewać, ponieważ śpiew pod wieloma względami jest jedynie formą przedłużonej mowy”. To trochę chybione stwierdzenie, ponieważ osoby udzielające śpiewu twierdzą, że śpiewanie nie jest dla każdego, nie dla osób, którym natura poskąpiła słuchu, muzykalności, czy poczucia rytmu. Takim osobom radzi się pozostanie odbiorcami muzyki i szukanie w sobie innych ukrytych talentów. Talent się ma lub nie. Można go tylko odkryć i szlifować, jeśli rzeczywiście istnieje. Nie jest to kwestia do wypracowania podczas treningu.

Myślę, że właśnie tu i teraz warto wspomnieć o bardzo ciekawej postaci, o Florence Foster Jenkins (1868-1944), amerykańskiej sopranistce-amatorce. Nadano jej przydomek „najgorszej śpiewaczki operowej świata”, gdyż karierę podjęła pomimo całkowitego braku talentu wokalnego. Jej chęć śpiewania od najmłodszych lat mijała się z faktycznymi możliwościami podyktowanymi brakiem predyspozycji. Kochała muzykę i chciała zostać gwiazdą. W śpiewie widziała swoje życiowe powołanie. Chciała być śpiewaczką operową, ale jej zamożny ojciec nie widział sensu opłacania nauki w tym kierunku. Gdy miała ponad czterdzieści lat i jako rozwódka związała się z aktorem estradowym, otrzymała po ojcu znaczny spadek i opłaciła za nie lekcje śpiewu dla siebie. Było jednak za późno, aby podjęty wysiłek przyniósł dobre efekty. Akompaniujący muzycy starali się dostosowywać do jej pomyłek w trakcie śpiewu. Mimo szczerych i dobrych chęci została ikoną ówczesnego kiczu. Ludzie przychodzili jednak na jej koncerty chętnie i nie mogła narzekać na pustki na widowni. Wystąpiła przed śmiercią nawet w jednej z najbardziej prestiżowych sal koncertowych świata, w nowojorskiej Carnegie Hall. Występy Florence były oryginalnym źródłem rozrywki i to one były źródłem jej popularności, a nie talent. Zainteresowanie jej osobą wzbudzali naśmiewający się z niej krytycy. Ona sama była przekonana o wyjątkowości swojej osoby i nic sobie nie robiła z uwag w przekonaniu, że to tylko wyrazy zachwytu, ewentualnie zazdrości i chętnie porównywała się do prawdziwych sław. Czuła się wolna, robiła, co chciała, nie szczędząc ani czasu ani funduszy. Do swojego repertuaru włączała utwory ambitne wybitnych kompozytorów, przerastające zupełnie jej możliwości, ale i kompozycje własne. Na scenę zakładała zaprojektowane przez siebie, kiczowate kostiumy. Lubiła w publiczność rzucać kwiatami. I tańczyć na scenie Publicznością były wybrane przez nią osoby, którym sama wręczała bilety. Po swoim dorobku artystycznym zostawiła płytę z dwunastoma ariami pt. ” The Glory of the Human Voice”.

(źródło: freeisoft.pl)

O sobie powiedziała:
„Ludzie mogą mówić, że nie potrafię śpiewać. Ale nikt nie może nigdy powiedzieć, że nie śpiewałam.”

Florence, pomimo że była symbolem kiczu i złego gustu, udowodniła, że dysponując odpowiednim majątkiem, nawet przy braku urody, można spełnić najskrytsze marzenia. Ona odeszła z tego świata spełniona. Zachęcam do bliższego poznania tej postaci i jej głosu, który nie mieści się w żadnych standardach. Na jednym z blogów współczesna słuchaczka napisała o arii Królowej Nocy w wykonaniu Jenkins: "Ostatnio włączam sobie w głowie to nagranie, żeby poprawić sobie humor (...) w tych muzycznych torturach jest tyle uporu, woli walki, desperacji i miłości (własnej, ale przede wszystkim miłości do muzyki), że pusty śmiech z braku talentu byłby niesprawiedliwy." I to jest to, co mnie w nagraniach śpiewającej Florence urzeka i bawi do łez. Zakosztujcie tego, nie pożałujecie. Nagrania nietrudno znaleźć w necie.

24 października 2011 o 20:30 TVP1 wyemitowała genialny spektakl na żywo pt. „Boska” z Krystyną Jandą w roli Florence Foster Jenkins. Kto nie miał okazji zobaczyć, niech szczerze żałuje. Była to niezwykła okazja, aby poznać bliżej tę postać śpiewaczki i uśmiać się do łez.
 

(źródło: różne strony w Internecie)

Z przyjemnością obejrzałabym ten spektakl jeszcze nie raz. =)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy konstruktywny i inspirujący komentarz. =)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...